Przejazd z Łodzi do Warszawy o wczesnej porze to totalny tłok. Rozpoczęły się wakacje, a PKP rozpoczęło ograniczanie ilości wagonów w składach. Przewoźnik nazywa to racjonalnym zarządzaniem taborem, a pasażerowie określają to po swojemu. - Jak wszystkich tak jak śledzie wożą, to niech ceny za śledzie biorą, a nie za ludzi! – mówią zirytowani podróżni.
Poranny kurs z Żyrardowa do Warszawy jest sporym wyczynem, bo aby w ogóle wejść do pociągu, trzeba wykazać się sporymi umiejętnościami. Pasażerowie mają uzasadnione pretensje.
- Jak kwaszona kapusta, jak zwierzęta - skarży się jeden z podróżnych.
Korzystający z usług PKP nie byli zadowoleni, gdy usłyszeli, że pociągi jeżdżą ze skróconymi taborami.
- Obcięty wagon?! Co to bydlęta wożą czy ludzi? - pyta zbulwersowana pasażerka.
- Proszę pani, dla bydląt są wyznaczone normy, a dla zwykłego człowieka norm takich nie ma, więc można wszystko - tłumaczył ktoś inny.
Irytacja podróżujących jest zwykle tak duża, że konduktorzy nie ośmielają się wychodzić im naprzeciw. Zaraz przed stacją Żyrardów, konduktor znika i nie pokazuje się w całej drodze do Warszawy, tyle, że w takim wypadku nawet jazda na gapę nic nie daje.
Z kolei PKP twierdzi, że nie ma sensu jeździć normalnymi taborami, bo przecież prawie nikt pociągami nie jeździ.
- Skracamy pociągi dlatego, że jest zdecydowanie mniejszy ruch w wakacje pomiędzy Warszawą a Łodzia. Wynika to z faktu, że łodzianie głównie dojeżdżają do Warszawy do pracy lub na studia. To jest racjonalna gospodarka taborem - uzasadnia rzecznik PKP Intercity Paweł Ney.
Widocznie Skierniewice i Żyrardów ominęła racjonalna gospodarka, bo właśnie tu do pociągów jadących do Warszawy wsiada najwięcej pasażerów.
Autor: (źródło: Leszek Dawidowicz, aq, ec, TVN Warszawa, 19.06.2009)