Przy kasach na stołecznym Dworcu Centralnym pasażerowie tłoczą się w kolejkach, podczas gdy w podziemnych korytarzach dworca przy kasowych okienkach stoją po dwie, trzy osoby. Przyczyną jest fakt, iż nie wszędzie można zapłacić kartą.
– W sklepach, aptekach, na stacjach benzynowych, a nawet w niektórych kioskach można płacić kartą. A za bilet, który kosztuje 151 zł, w kolejowej kasie kartą zapłacić już się nie da. Jakbyśmy dalej tkwili w PRL – stwierdza Grzegorz Marszałek, kupujący bilet na wieczorny ekspres do Wrocławia.
– Jak dotąd nie mieliśmy żadnych skarg od pasażerów, a zawsze bierzemy takie głosy pod uwagę. Kasy w korytarzach dworca należą do ajentów, którzy sprzedają dla nas bilety. Na razie nic się nie zmieni, ale nie mówimy „nie“. – mówi Beata Czemerajda z biura prasowego InterCity.
Jak na razie kolejarze radzą udać się do bankomatu, jednak tym sposobem w godzinach szczytu podróżni zamiast w jednej kolejce stoją w dwóch. Natomiast ajenci prowadzący kasy w korytarzach swoje argumenty również mają, i terminali do obsługi plastikowego pieniądza instalować nie zamierzają.
– Prowizja od transakcji kartą to trzy procent, czyli więcej niż prowizja, jaką za sprzedaż biletów płaci nam InterCity – informuje Waldemar Rychlica, szef firmy Stamp, obsługującej osiem kas.
Autor: (źródło: SZYP, Życie Warszawy, 23.06.2009)